Tam w dolinie ...
: 13 października 2006, 17:41
Latwiej bedzie zrozumiec jezeli ktos gral w GI lub cos o nim wie ... Milego czytania ...
Tam w dolinie ...
Leżąc wieczorem na trawie, rozmawiałem sobie z mym przyjacielem.
- Diego. – zapytałem.
- Co? – Odpowiedział leżący obok mnie cień.
- Gdzie byś się wybrał gdybyś nie musiał tu siedzieć?
- Ja? – Zapytał.
- No nie, Pyrokar.
- Aha. – Diego dał znak, że zrozumiał, o kogo chodzi.
- Tak ty!
- Co?
- Pytałem gdzie byś się wybrał gdyby bariera nie istniała.
- Do Meksyku.
- I co byś tam robił?
- Ja?
- A kto niby do cholery jak nie ty?
- O co ci chodzi?
- Patrz coś leci na niebie! – Nie odpowiedziałem na pytanie cienia tylko dlatego, że coś leciało na niebie.
- Gdzie? – Diego zapytał gdzie.
- na niebie – Odpowiedziałem.
- Aha – Cień powiedział aha.
- I co, teraz widzisz?
- Ja? – Oczywiste jest, że jego pytanie było porąbane, więc na nie nie odpowiedziałem.
- Zauważyłeś może, że co chwilę pytasz: Ja?
- Tak.
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie
- Aha –Po tych słowach znów położyłem się obok Diega. Mijały godziny a my dalej siedzieliśmy na trawie i patrzyliśmy na spadający obiekt. Nagle Cień wyłożył kawę na ławę i zapytał.
- Idziemy?
- Chyba tak. – Odpowiedziałem niepewnie.
- To co idziemy? – Diego powtórzył pytanie.
- Dobra idziemy. – Powiedziałem bardziej stanowczo.
- To idziemy? – Cień był już zniecierpliwiony.
- Tak
- No to, na co czekamy?
- Na nic. Już idziemy.
- No to chodźmy do jasnej cholery! – Podniesiony głos mnie speszył, więc zapytałem.
- Dlaczego na mnie krzyczysz?
- Ja? – Przemilczałem to pytanie i wstałem.
- Wracajmy do zamku, już późno. – Myślałem, że po prostu wrócimy do tej psiarni Gomeza lecz byłem głupcem.
- Jak to? Nie jestem twoim sługą! Myślisz, że możesz mi rozkazywać? Zostanę tu i nigdzie nie idę! – Diego musiał sobie coś wymyślić.
- Ale to nie był rozkaz, ja tylko… - Nie dokończyłem zdania, ponieważ cień mi przerwał.
- Milcz niechciany bękarcie! Lepiej już idź, bo ma cierpliwość ma granice. – I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł.
- Zostań tu i pilnuj tego miejsca ty cholerny imigrancie! Zabraniam ci pokazywania się w zamku Gomeza. – Potem poszedłem w stronę obozu, Diego natomiast przemyślał sprawę i po jakimś czasie ruszył w moje ślady.
Jak się okazało wejście do obozu nie było takie proste, ponieważ strażnicy jak zwykle byli dokładni.
- Stać! Kim jesteś? – powiem tylko, że nie byłem kimś nowym w koloni i zdążyłem już poznać wszystkich strażników, łącznie z tym, który mnie właśnie zatrzymał.
- Eee… To ja, Vatras, przyszedłem do jednego z tutejszych kopaczy, żeby mu opowiedzieć kawał o skazańcach.
- Zaraz, ale Vatras jest czarny! – to był jeden z tych dociekliwych.
- Tak wiem. To efekt czarnej magii, ale już mi lepiej. - chciałem zobaczyć jak daleko zajdę z tymi tekstami.
- Hmm, A ty Frank, co o tym myślisz? – zaangażowanie w to drugiego strażnika wydawało mi się jeszcze bardziej zabawne.
- Aaa wiesz Bill, mi to on wygląda na tego durnia z naszego obozu, ale tamten nie nazywał się Vatras. To jakaś chora gra! – strażnik numer dwa, wydawał się bardziej porywczy, a jak by tego było mało, Diego zdążył już dołączyć do całej zabawy.
- Co jest panowie, dlaczego tu tak stoicie? – nie ma to jak błyskotliwe wejście.
- Ten podejrzany Gość podaje się za Vatrasa. Twierdzi, że przyszedł tu, aby opowiedzieć kawał jednemu ze skazańców. – słowa strażnika nie były zbyt przekonujące, oczywiście Diego to wystarczyło.
- Co!? Nigdy mi nie mówiłeś, że należysz do kręgu wody, czuję się taki oszukany! – po tych słowach Cień uniósł ręce i zaczął wołać z całych sił.
- Czeeeeemuuu? Czeeeeemuuu? Czeeemuuuu? – nagle jeden ze strażników uderzył rozpaczającego Diega w potylicę i tym samym ogłuszył go.
- No – Strażnik zaczął przeszukiwać ofiarę i kontynuował – to już nie będzie tak krzyczał. – miałem już dosyć tego wszystkiego, więc zapytałem.
- Mogę już wejść do obozu? – na to drugi ze strażników odparł.
- Dobrze, ale musisz mi przynieść… - facet zamyślił się, po czym wykrzyknął – oko trolla!
- Ale dlaczego? Nigdy wcześniej nie musiałem wykonywać takich zadań!
- Te Vatras, nie gadaj głupot bo wszyscy wiedzą, że należysz do nowego obozu.- byłem zszokowany tym, że ci dwaj idioci w końcu uwierzyli w historyjkę o Vatrasie.
- Chłopaki dajcie spokój, przecież widać na kilometr, że nie jestem tym cholernym murzynem w świecie białych.
- Dosyć tego! Albo mi przyniesiesz oko trolla albo cię wykastrujemy, a jak będziesz próbował sztuczek przy drugiej bramie to inaczej pogadamy. – było już późno i chciałem wrócić do domu, a ten typ mnie zdenerwował, więc poszedłem do lasu, wysmarowałem się błotem, zrobiłem sobie dzidę i stanąłem blisko drzewa, tak żeby zlać się z jego kolorami. Po dłuższej chwili zrozumiałem, że jest ciemno i mój kamuflaż nic nie da, a strażnicy raczej nie wybierają się na spacer do lasu.
- Dorośnij w końcu! – powiedziałem do siebie, a następnie przejechałem ręką po twarzy żeby zetrzeć z niej błoto. – Muszę zniszczyć barierę, wtedy im dam popalić! – zaraz po tych słowach ruszyłem do nowego obozu, aby wypierdylic złożę rudy.
Pisac dalej ?
Tam w dolinie ...
Leżąc wieczorem na trawie, rozmawiałem sobie z mym przyjacielem.
- Diego. – zapytałem.
- Co? – Odpowiedział leżący obok mnie cień.
- Gdzie byś się wybrał gdybyś nie musiał tu siedzieć?
- Ja? – Zapytał.
- No nie, Pyrokar.
- Aha. – Diego dał znak, że zrozumiał, o kogo chodzi.
- Tak ty!
- Co?
- Pytałem gdzie byś się wybrał gdyby bariera nie istniała.
- Do Meksyku.
- I co byś tam robił?
- Ja?
- A kto niby do cholery jak nie ty?
- O co ci chodzi?
- Patrz coś leci na niebie! – Nie odpowiedziałem na pytanie cienia tylko dlatego, że coś leciało na niebie.
- Gdzie? – Diego zapytał gdzie.
- na niebie – Odpowiedziałem.
- Aha – Cień powiedział aha.
- I co, teraz widzisz?
- Ja? – Oczywiste jest, że jego pytanie było porąbane, więc na nie nie odpowiedziałem.
- Zauważyłeś może, że co chwilę pytasz: Ja?
- Tak.
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie
- Aha –Po tych słowach znów położyłem się obok Diega. Mijały godziny a my dalej siedzieliśmy na trawie i patrzyliśmy na spadający obiekt. Nagle Cień wyłożył kawę na ławę i zapytał.
- Idziemy?
- Chyba tak. – Odpowiedziałem niepewnie.
- To co idziemy? – Diego powtórzył pytanie.
- Dobra idziemy. – Powiedziałem bardziej stanowczo.
- To idziemy? – Cień był już zniecierpliwiony.
- Tak
- No to, na co czekamy?
- Na nic. Już idziemy.
- No to chodźmy do jasnej cholery! – Podniesiony głos mnie speszył, więc zapytałem.
- Dlaczego na mnie krzyczysz?
- Ja? – Przemilczałem to pytanie i wstałem.
- Wracajmy do zamku, już późno. – Myślałem, że po prostu wrócimy do tej psiarni Gomeza lecz byłem głupcem.
- Jak to? Nie jestem twoim sługą! Myślisz, że możesz mi rozkazywać? Zostanę tu i nigdzie nie idę! – Diego musiał sobie coś wymyślić.
- Ale to nie był rozkaz, ja tylko… - Nie dokończyłem zdania, ponieważ cień mi przerwał.
- Milcz niechciany bękarcie! Lepiej już idź, bo ma cierpliwość ma granice. – I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł.
- Zostań tu i pilnuj tego miejsca ty cholerny imigrancie! Zabraniam ci pokazywania się w zamku Gomeza. – Potem poszedłem w stronę obozu, Diego natomiast przemyślał sprawę i po jakimś czasie ruszył w moje ślady.
Jak się okazało wejście do obozu nie było takie proste, ponieważ strażnicy jak zwykle byli dokładni.
- Stać! Kim jesteś? – powiem tylko, że nie byłem kimś nowym w koloni i zdążyłem już poznać wszystkich strażników, łącznie z tym, który mnie właśnie zatrzymał.
- Eee… To ja, Vatras, przyszedłem do jednego z tutejszych kopaczy, żeby mu opowiedzieć kawał o skazańcach.
- Zaraz, ale Vatras jest czarny! – to był jeden z tych dociekliwych.
- Tak wiem. To efekt czarnej magii, ale już mi lepiej. - chciałem zobaczyć jak daleko zajdę z tymi tekstami.
- Hmm, A ty Frank, co o tym myślisz? – zaangażowanie w to drugiego strażnika wydawało mi się jeszcze bardziej zabawne.
- Aaa wiesz Bill, mi to on wygląda na tego durnia z naszego obozu, ale tamten nie nazywał się Vatras. To jakaś chora gra! – strażnik numer dwa, wydawał się bardziej porywczy, a jak by tego było mało, Diego zdążył już dołączyć do całej zabawy.
- Co jest panowie, dlaczego tu tak stoicie? – nie ma to jak błyskotliwe wejście.
- Ten podejrzany Gość podaje się za Vatrasa. Twierdzi, że przyszedł tu, aby opowiedzieć kawał jednemu ze skazańców. – słowa strażnika nie były zbyt przekonujące, oczywiście Diego to wystarczyło.
- Co!? Nigdy mi nie mówiłeś, że należysz do kręgu wody, czuję się taki oszukany! – po tych słowach Cień uniósł ręce i zaczął wołać z całych sił.
- Czeeeeemuuu? Czeeeeemuuu? Czeeemuuuu? – nagle jeden ze strażników uderzył rozpaczającego Diega w potylicę i tym samym ogłuszył go.
- No – Strażnik zaczął przeszukiwać ofiarę i kontynuował – to już nie będzie tak krzyczał. – miałem już dosyć tego wszystkiego, więc zapytałem.
- Mogę już wejść do obozu? – na to drugi ze strażników odparł.
- Dobrze, ale musisz mi przynieść… - facet zamyślił się, po czym wykrzyknął – oko trolla!
- Ale dlaczego? Nigdy wcześniej nie musiałem wykonywać takich zadań!
- Te Vatras, nie gadaj głupot bo wszyscy wiedzą, że należysz do nowego obozu.- byłem zszokowany tym, że ci dwaj idioci w końcu uwierzyli w historyjkę o Vatrasie.
- Chłopaki dajcie spokój, przecież widać na kilometr, że nie jestem tym cholernym murzynem w świecie białych.
- Dosyć tego! Albo mi przyniesiesz oko trolla albo cię wykastrujemy, a jak będziesz próbował sztuczek przy drugiej bramie to inaczej pogadamy. – było już późno i chciałem wrócić do domu, a ten typ mnie zdenerwował, więc poszedłem do lasu, wysmarowałem się błotem, zrobiłem sobie dzidę i stanąłem blisko drzewa, tak żeby zlać się z jego kolorami. Po dłuższej chwili zrozumiałem, że jest ciemno i mój kamuflaż nic nie da, a strażnicy raczej nie wybierają się na spacer do lasu.
- Dorośnij w końcu! – powiedziałem do siebie, a następnie przejechałem ręką po twarzy żeby zetrzeć z niej błoto. – Muszę zniszczyć barierę, wtedy im dam popalić! – zaraz po tych słowach ruszyłem do nowego obozu, aby wypierdylic złożę rudy.
Pisac dalej ?