Tam w dolinie ...

Kultura w każdej formie, porozmawiaj o niej, pokaż swoje prace, zaproś na wydarzenie kulturalne
Awatar użytkownika
Smieert
Mistrz
Mistrz
Posty: 99
Rejestracja: 5 lipca 2006, 10:37
Lokalizacja: Jasło

Tam w dolinie ...

Post autor: Smieert »

Latwiej bedzie zrozumiec jezeli ktos gral w GI lub cos o nim wie ... Milego czytania ...


Tam w dolinie ...

Leżąc wieczorem na trawie, rozmawiałem sobie z mym przyjacielem.
- Diego. – zapytałem.
- Co? – Odpowiedział leżący obok mnie cień.
- Gdzie byś się wybrał gdybyś nie musiał tu siedzieć?
- Ja? – Zapytał.
- No nie, Pyrokar.
- Aha. – Diego dał znak, że zrozumiał, o kogo chodzi.
- Tak ty!
- Co?
- Pytałem gdzie byś się wybrał gdyby bariera nie istniała.
- Do Meksyku.
- I co byś tam robił?
- Ja?
- A kto niby do cholery jak nie ty?
- O co ci chodzi?
- Patrz coś leci na niebie! – Nie odpowiedziałem na pytanie cienia tylko dlatego, że coś leciało na niebie.
- Gdzie? – Diego zapytał gdzie.
- na niebie – Odpowiedziałem.
- Aha – Cień powiedział aha.
- I co, teraz widzisz?
- Ja? – Oczywiste jest, że jego pytanie było porąbane, więc na nie nie odpowiedziałem.
- Zauważyłeś może, że co chwilę pytasz: Ja?
- Tak.
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie
- Aha –Po tych słowach znów położyłem się obok Diega. Mijały godziny a my dalej siedzieliśmy na trawie i patrzyliśmy na spadający obiekt. Nagle Cień wyłożył kawę na ławę i zapytał.
- Idziemy?
- Chyba tak. – Odpowiedziałem niepewnie.
- To co idziemy? – Diego powtórzył pytanie.
- Dobra idziemy. – Powiedziałem bardziej stanowczo.
- To idziemy? – Cień był już zniecierpliwiony.
- Tak
- No to, na co czekamy?
- Na nic. Już idziemy.
- No to chodźmy do jasnej cholery! – Podniesiony głos mnie speszył, więc zapytałem.
- Dlaczego na mnie krzyczysz?
- Ja? – Przemilczałem to pytanie i wstałem.
- Wracajmy do zamku, już późno. – Myślałem, że po prostu wrócimy do tej psiarni Gomeza lecz byłem głupcem.
- Jak to? Nie jestem twoim sługą! Myślisz, że możesz mi rozkazywać? Zostanę tu i nigdzie nie idę! – Diego musiał sobie coś wymyślić.
- Ale to nie był rozkaz, ja tylko… - Nie dokończyłem zdania, ponieważ cień mi przerwał.
- Milcz niechciany bękarcie! Lepiej już idź, bo ma cierpliwość ma granice. – I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł.
- Zostań tu i pilnuj tego miejsca ty cholerny imigrancie! Zabraniam ci pokazywania się w zamku Gomeza. – Potem poszedłem w stronę obozu, Diego natomiast przemyślał sprawę i po jakimś czasie ruszył w moje ślady.
Jak się okazało wejście do obozu nie było takie proste, ponieważ strażnicy jak zwykle byli dokładni.
- Stać! Kim jesteś? – powiem tylko, że nie byłem kimś nowym w koloni i zdążyłem już poznać wszystkich strażników, łącznie z tym, który mnie właśnie zatrzymał.
- Eee… To ja, Vatras, przyszedłem do jednego z tutejszych kopaczy, żeby mu opowiedzieć kawał o skazańcach.
- Zaraz, ale Vatras jest czarny! – to był jeden z tych dociekliwych.
- Tak wiem. To efekt czarnej magii, ale już mi lepiej. - chciałem zobaczyć jak daleko zajdę z tymi tekstami.
- Hmm, A ty Frank, co o tym myślisz? – zaangażowanie w to drugiego strażnika wydawało mi się jeszcze bardziej zabawne.
- Aaa wiesz Bill, mi to on wygląda na tego durnia z naszego obozu, ale tamten nie nazywał się Vatras. To jakaś chora gra! – strażnik numer dwa, wydawał się bardziej porywczy, a jak by tego było mało, Diego zdążył już dołączyć do całej zabawy.
- Co jest panowie, dlaczego tu tak stoicie? – nie ma to jak błyskotliwe wejście.
- Ten podejrzany Gość podaje się za Vatrasa. Twierdzi, że przyszedł tu, aby opowiedzieć kawał jednemu ze skazańców. – słowa strażnika nie były zbyt przekonujące, oczywiście Diego to wystarczyło.
- Co!? Nigdy mi nie mówiłeś, że należysz do kręgu wody, czuję się taki oszukany! – po tych słowach Cień uniósł ręce i zaczął wołać z całych sił.
- Czeeeeemuuu? Czeeeeemuuu? Czeeemuuuu? – nagle jeden ze strażników uderzył rozpaczającego Diega w potylicę i tym samym ogłuszył go.
- No – Strażnik zaczął przeszukiwać ofiarę i kontynuował – to już nie będzie tak krzyczał. – miałem już dosyć tego wszystkiego, więc zapytałem.
- Mogę już wejść do obozu? – na to drugi ze strażników odparł.
- Dobrze, ale musisz mi przynieść… - facet zamyślił się, po czym wykrzyknął – oko trolla!
- Ale dlaczego? Nigdy wcześniej nie musiałem wykonywać takich zadań!
- Te Vatras, nie gadaj głupot bo wszyscy wiedzą, że należysz do nowego obozu.- byłem zszokowany tym, że ci dwaj idioci w końcu uwierzyli w historyjkę o Vatrasie.
- Chłopaki dajcie spokój, przecież widać na kilometr, że nie jestem tym cholernym murzynem w świecie białych.
- Dosyć tego! Albo mi przyniesiesz oko trolla albo cię wykastrujemy, a jak będziesz próbował sztuczek przy drugiej bramie to inaczej pogadamy. – było już późno i chciałem wrócić do domu, a ten typ mnie zdenerwował, więc poszedłem do lasu, wysmarowałem się błotem, zrobiłem sobie dzidę i stanąłem blisko drzewa, tak żeby zlać się z jego kolorami. Po dłuższej chwili zrozumiałem, że jest ciemno i mój kamuflaż nic nie da, a strażnicy raczej nie wybierają się na spacer do lasu.
- Dorośnij w końcu! – powiedziałem do siebie, a następnie przejechałem ręką po twarzy żeby zetrzeć z niej błoto. – Muszę zniszczyć barierę, wtedy im dam popalić! – zaraz po tych słowach ruszyłem do nowego obozu, aby wypierdylic złożę rudy.

Pisac dalej ?
Awatar użytkownika
Gołąb
VIP
VIP
Posty: 514
Rejestracja: 27 marca 2006, 05:22
Lokalizacja: Your worse nightmare

Re: Tam w dolinie ...

Post autor: Gołąb »

Jasne że pisać
Awatar użytkownika
Smieert
Mistrz
Mistrz
Posty: 99
Rejestracja: 5 lipca 2006, 10:37
Lokalizacja: Jasło

Re: Tam w dolinie ...

Post autor: Smieert »

OK ... czesc II (juz pracuje nad III), i taka moja mala prosba ... Oceniajcie ... pozytywnie, negatywnie jak Wam pasuje

[ Dodano: Sob 14 Paź, 06 ]
OK ... II czesc mojeje porabanej tworczosci :hurra:


Nie wiedziałem jak trafić do tego obozu, ale miałem silną wolę i nie poddawałem się. Szedłem przed siebie i nie zważając na niebezpieczeństwa usiłowałem dopiąć swego. Był już prawie ranek, a ja nie zmrużyłem oka przez całą noc, więc miałem dodatkowe utrudnienia. Po jakimś czasie natknąłem się na samotnego ścierwojada, pomyślałem sobie, że mógłbym go zabić, rozpalić ognisko i posilić się jego mięsem. Tak się składało, że miałem przy sobie jeszcze tą dzidę, którą wcześniej wystrugałem. To wielkie ptaszysko nie było wymagającym przeciwnikiem, dlatego też postanowiłem, iż nie będę się skradał. Zaraz po tym jak zostałem zauważony przez to zwierze, podniosłem kamień i w nie rzuciłem po to, aby je rozdrażnić. Niestety ścierwojad wystraszył się i zaczął uciekać. Nie miałem wyjścia, wyrzuciłem dzidę i pobiegłem zanim. Cała ta pogoń trwała chwilę, ponieważ uciekające ptaszysko wpadło na drzewo, co dało mi sporą przewagę. Gdy tylko do niego dobiegłem, rzuciłem się mu z rękami do szyi i z zapałem maniaka zacząłem go dusić.
- Giń ty popaprańcu! – krzyczałem bez opamiętania, wściekły jak wygłodzony wilk. – Jesteś tylko nieudaną imitacją strusia do jasnej cholery! Czemu nie zdychasz? – powtarzałem. W końcu zmęczenie wzięło nade mną górę i puściłem szyję ptaka. Na co ten trzepocząc tymi krótkimi skrzydełkami uciekł w głąb lasu.
- To musiał być jeden z tych nosicieli ptasiej grypy – powiedziałem, po czym położyłem się na trawie, aby odpocząć. Kiedy tak leżałem rozmyślałem o tym dlaczego w Khorinis nie ma dzieci ani koni, ale to mnie przerastało, więc wstałem i ku mojemu zdziwieniu ujrzałem ducha w postaci małego dziecka na koniu.
- Nie obawiaj się – mówił – Wkrótce poznasz tajemnicę Khorinis, Khorinis, Khorinis. – zjawa ciągle powtarzała to słowo i powoli znikła. Oczywiście pierwsze, co przyszło mi do głowy to ptasia grypa, którą mogłem się zarazić od tamtego ścierwojada.
- No nic – powiedziałem – Trzeba ruszać w drogę. – Idąc przez las myślałem sobie jak wysadzę złoże rudy w nowym obozie, ale nic mi nie przychodziło do głowy z wyjątkiem jednej rzeczy. Słyszałem, że to złożę jest właśnie po to, żeby je wysadzić, więc wystarczyłoby poprosić magów wody o wcześniejsze wykonanie ich planu.
- Eureka – Powiedziałem zupełnie bez powodu, właściwie to nie wiedziałem nawet skąd znam to słowo. Szedłem dosyć długo i widok orków pałętających się niedaleko w małych grupkach odrobinę mnie dziwił, lecz wyjaśniłem to sobie globalnym ociepleniem. Nagle jeden z nich zaczął coś krzyczeć i dziwnie się zachowywać, potem inne do niego dołączyły i wyciągając broń ruszyły w moją stronę. Od razu wiedziałem dlaczego się tak zachowują.
- Cholera, zapomniałem, że moje sznurówki są ze skóry orkowych niemowląt. – po skończeniu tego zdania postanowiłem uciekać. Zacząłem biec gdzieś przed siebie, po chwili ujrzałem tego samego ducha, który gadał coś o Khorinis. Dziecko na koniu pomachało do mnie a następnie popędziło przed siebie. Przez jakiś czas za nim biegłem, lecz zmęczyłem się i powiedziałem.
- Mam cię w [...]. – Zaraz po tym obróciłem się i ujrzałem rozwścieczonych orków. Byłem gotowy na śmierć, lecz nagle coś błysnęło i zostałem teleportowany do nieznanego mi miejsca. Na podłodze był namalowany czerwony pentagram, a ja stałem na jego środku. Wszystko było ok., ale kawałek dalej jakiś siwy dziadek się na mnie gapił.
- Co jest? – zapytałem.
- A cóż mógłbym dać swojemu wnukowi jak nie wertels oryginal. – odpowiedź starca była dla mnie niejasna
- Przyszedłem nie w porę? – Moje pytanie nie było zbyt logiczne, ale porównując je do tekstu tego typka nie było źle.
- Wcale tu nie przyszedłeś – staruszek zaczął głupio chichotać i machając do mnie wskazującym palcem dodał – ty spryciulko, dobrze wiem, że tu nie przyszedłeś o własnych siłach, ponieważ cię tu teleportowałem. – po skończeniu zdania facet znowu zaczął się głupio śmiać.
- W takim razie dziękuję ci za pomoc. To znaczy tak mi się wydaję, bo chyba mi pomogłeś, ale teraz mnie wypuścisz, prawda?
- Chyba ci pomogłem? Co to za pytanie? Jak chcesz to cię mogę zaraz tam wysłać do tych zwierząt podobnych do orków. – starzec spoważniał.
- Zwierząt podobnych do orków? To przecież byli orkowie.
- O w mordę, nigdy tak o tym nie myślałem! Może to nie są podobne zwierzęta do orków tylko orkowie!? – on po prostu bredził.
- Nieważne. To co teraz? – staruszek spojrzał na mnie i z tym swoim kretyńskim wyrazem twarzy powiedział.
- Teraz poznasz Maciusia – kiedy ten świr pstryknął palcami nagle przygalopował tu ten duch w postaci dziecka na koniu.
- Ja go znam! – zaraz po tym gdy to powiedziałem, uniosłem się do góry i razem z duchem wyleciałem przez okno. – Co jest do cholery? – zapytałem, na co dziecko na koniu odpowiedziało.
- Teraz lecimy w stronę starego obozu, w którym zły Gomez trzyma ogrodowego krasnoludka potrafiącego mówić i opowiadać kawały o czerwonym kapturku.
- Jasne, to co mówisz ma sens i w ogóle nic co się teraz dzieje nie jest paranormalne. Kontynuuj. – Powiedziałem z lekko ironią, duszek natomiast kontynuował.
- Wiem o twoim zadaniu. – powiedział.
- Jakim zadaniu? – Jako odpowiedź dostałem do ręki oko wielkości ludzkiej pięści. – Aaaa! – w ataku paniki zamachnąłem się i wyrzuciłem to świństwo. Duszek się zdenerwował i powiedział.
- Myślisz, że to cukierki? Nie mam całej torby! – Gdy chłopiec na koniu się uspokoił sięgnął do kieszeni i wyjął podobne oko. – Masz, ale więcej już nie mam!
- Eee – To jedyne, co potrafiłem z siebie wydusić.
- Dalej nie rozumiesz? Teraz bez przeszkód będziesz mógł wejść do obozu. Chyba nie myślałeś, że tam wylądujemy?
- Nie no skąd. - Tak naprawdę zastanawiałem się czy zioło wypalone tydzień temu może mieć na mnie jeszcze jakiś wpływ. Duszek kontynuował.
- Zaraz po przejściu przez bramę będziesz musiał się dostać do lochów i uwolnić krasnoludka. Jakieś pytania?
- Co to za akcja z tym krasnoludkiem? – postanowiłem zapytać o całokształt.
- Nie wiem, ale może być fajnie. – odpowiedź duszka mnie odrobinę zmartwiła, lecz zaraz po tym gdy wylądowaliśmy niedaleko starego obozu, miałem mieć inne sprawy na głowie. Podszedłem do tej samej bramy co wcześniej i bez słowa wręczyłem strażnikowi oko, które dostałem od chłopca na koniu. Strażnik zaczął naszą rozmowę po przez określenie mojej osoby.
- Co to ma znaczyć ty chory psychopato?
- Spokojnie, przecież miałem przynieść ci oko trolla w zamian za wstęp do obozu. – Sam nie za bardzo wierzyłem w to, co powiedziałem.
- A no tak, ale jakim cudem…
- Nie pytaj. – Strażnik pozwolił mi przejść przez bramę. Teraz musiałem jedynie odnaleźć krasnoludka.
ODPOWIEDZ